SP3YOR na SN7L @ JO70SS (znów)

W tym roku działania teamu contestowego SN7L po raz kolejny wsparła klubowa ekipa w składzie Daniel SP3BJD, Władek SP3CET, Wojtek SQ3OOE, Olgierd SQ3SWF. Siódmy okręg reprezentowali dumnie Maciej SP7TEE, Wojtek SP7HKK, Zbyszek SP7MTU i Janek SQ7AEC.

W środowy wieczór dotarliśmy na miejsce z Poznania. W Szklarskiej odbyliśmy tzw. “sen nocny”, po którym, z samego rana, udaliśmy się na obowiązkowe uzupełnienie zapasów w znanym sklepie z owadem w logo. Następnie szybkie pakowanie przyczepki, która z Maciejem i ekipą (w samochodzie, nie w przyczepce) pojechała na górę, a my, ludzie z “3” w znaku, udaliśmy się na szczyt Szrenicy najbardziej szlachetną metodą zdobywania górskich szczytów: na własnych nogach.

Po zaledwie dwóch godzinach wypełnionym rozkoszowaniem się górskim powietrzem i słuchaniem sporadycznych narzekań odnośnie wyboru złej metody zdobywania szczytu, znaleźliśmy się na górze. Niezwłocznie przystąpiliśmy do prac – wyniesienie (z garażu) i rozniesienie rur, rozwinięcie i przygotowanie okablowania, a także przemieszczenie zimowych zapasów drewna opałowego. Mając gotową infrastrukturę, rozpoczęliśmy stawianie masztów.

Zachodni system 2×8, tzw. “drzewo”, przez złośliwych nazywane “drewnem”

W tym roku pracowaliśmy na czterech zestawach antenowych, każdy składający się z dwóch 8-elementowych anten yagi w pionowym stacku. Wszystko odbyło się bez większych problemów, oprócz jednego zestawu, który po złożeniu wykazywał całkiem niezłe dopasowanie (<-20 dB), a po podniesieniu do pionu dramatycznie słąbe (~ -4 dB).

Przewody wychodzące ze splitera do anten zostały zastąpione rezystorami 50 Ohm, a pomiar powtórzony. Ku zdziwieniu – problem słabego dopasowania występował nadal. Jeśli sztuczne obciążenie nie wykazuje dobrego dopasowania, to coś jest nie tak, a tym czymś zazwyczaj jest to, co zostało pomiędzy analizatorem, a sztucznym obciążeniem. W naszym przypadku był to wtyk typu “N” na końcu kabla pomiędzy PA a spliterem – po odkręceniu dekielka naszym oczom ukazały się cienkie druciki pochodzące z oplotu kabla koncentrycznego. W odpowiednim położeniu, drucik zwierał gorącą żyłę do masy. Usunięcie intruza dało natychmiastową poprawę.

Intruz, który psuje dopasowanie.
Systemy wschodnie, “schronisko” i “kamienie”

W czwartek udało nam się zmontować cztery maszty, a jeden uruchomić w pełni, tzn. zainstalować i podłączyć wzmacniacz. Podłączanie reszty zostawiliśmy sobie na piątek rano. Pogoda nie dokuczała szczególnie mocno (a na Szrenicy potrafi, oj, potrafi…), wszystko szło dobrze, aż do ostatniego systemu. Z jakiegoś powodu zasilacz Flatpack 48V stwierdził, że nie będzie dawał napięcia wyjściowego, co stanowczo zasygnalizował czerwoną diodą “Alarm”. Wizualna inspekcja wnętrzności urządzenia nie dała żadnych wskazówek na temat potencjalnego uszkodzenia. Obserwacja w termowizji pokazała kilka elementów które grzały się trochę bardziej niż powinny – a może nie, ciężko powiedzieć bez drugiego, sprawnego urządzenia obok. Próby serwisu polegającego na wyczyszczeniu PCB z grubej warstwy kurzu, niestety, nie zmieniły zachowania zasilacza, pozostała więc podmiana na inny.

Korzystając z sieci kontaktów, rozpoczęliśmy poszukiwania właściciela podobnego sprzętu, który byłby chętny go użyczyć lub odsprzedać. Znalazło się wielu chętnych kolegów UKFowców, niestety wymagałoby to transportu z dość odległych w Polsce miejsc. Na nasze szczęście, okazało się że mieszkający w Szklarskiej Porębie Darek SP6SYO dysponuje stosownym zasilaczem i zgodził się go pożyczyć. Monika (żona Macieja) odebrała zasilacz od Darka i wwiozła go wyciągiem pod szczyt (w deszczu!) po czym ja, autor tych słów, w bohaterskiej wspinaczce, na własnych plecach wniosłem go… ostatnie 60 metrów do schroniska.

System południowy “taras”

Napięcie darowanego zasilacza firmy Benning było trochę zbyt wysokie. Po szybkiej nauce języka niemieckiego (Einstellungen – “ustawienia”) połączonej z googlowaniem udało się ustawić odpowiednią wartość, a urządzenie trafiło do puszki ze wzmacniaczem.

Pozostały czas upłynął na zabawie i przyjemnościach, odbyliśmy też mały spacer do Łabskiej Boudy, gdzie boleśnie przekonaliśmy się, że poranne wstawanie nie popłaca. Na miejsce dotarliśmy o 11, a restauracja startuje od 12. Zamiast świeżych knedliczków i kompotu mandarynkowego, musieliśmy zadowolić się jedzeniem z bufetu.

Zawody jak zawody, polegają głównie na robieniu łączności i na tym się skupiliśmy. Warunki były dość “płaskie”, tzn. bez niespodziewanych duktów tropo i sporadyków. Udało się zrobić Anglików (G4ZAP/p) na CW, Włosi ładnie grzmieli, przy wielu QSO – świadomie bądź nie – wspomogliśmy się samolotami. Aktywność była chyba trochę mniejsza niż w poprzednich latach, w SP zdecydowanie mniejsza niż w zawodach wrześniowych.

SQ7AEC & SP3CET

Kenwood TS-850, a raczej to co z niego zostało po tym jak przeszedł przez warsztat Maćka SP7TEE, przez całe zawody sprawował się znakomicie. Jedynym potknięciem była telegrafia, która wymaga włączonego full-BK – inaczej wychodzący sygnał brzmi fatalnie, tzn. kropki i kreski zlewają się w ciągłe sygnały. Poinformowali mnie o tym.. Anglicy, za pomocą czatu ON4KST, że słyszą, ale nic nie rozumieją. Jeden guzik i szybko udało się skompletować pełną wymianę: raportów, numerów, lokatorów.

O godzinie 16:00 w niedzielę, standardowo przystąpiliśmy do szybkiego składania. Ekipa była liczna, więc nie zajęło to zbyt wiele czasu. A przynajmniej tak mi doniesiono – bo około 17:30 rozpocząłem zejście i przed 22:00 zameldowałem się w Poznaniu. / SWF

This entry was posted in Bez kategorii. Bookmark the permalink.